Komentarze: 0
W racji dłuuuugiego weekendu ponoworocznego postanowiłam wybrać się na lekcję jogi. Jogę praktykowałam kilka ładnych lat temu, niestety dosyć krótko, jak wszystko w młodzieńczym wieku, szybko mi się znudziło.. albo znalazłm inną wymówkę. Samą praktykę wspominam jednak pozytywnie. Jako, że w ostatnim czasie nie radzę sobie znowu ze stanami lękowymi a przerwa w terapii nie wychodzi mi najlepiej, postanowiłam nie czekać na zbawienie, tylko działać. Padło na jogę. Jogę Kundalini. Nie miałam wcześniej stycznosci z tą odmianą. A szkoda.
Ćwiczenia okazały się wybawieniem. Skupienie na oddechu, medytacje i mantry... głęboka relasacja pod koniec.. poczułam jak z mojego ciała dosłownie spływa napięcie.. Babeczka prowadząca była niezwykle miła i miała ujmująco kojący głos. Trochę źle się czułam z faktem, że byłam jedyną nową osobą, świeżakiem i Prowadząca specjalnie dla mnie musiała tłumaczć pewnie od dawan oczywiste dla reszty zagadnienia... nie lubię skupiać na sobie uwagi.. jak zwykle lepiej się czuje niewidoczna... Hm, w sumie sama nie wiem czy tak jest do końca. Niby nie lubię skupiać na sobie uwagi, ale nie lubię jak się mnie pomija czy lekceważy..
W każdym razie prowadząca była bardzo taktowana i wyrozumiała i dziękuję jej za to!
Wierzycie w znaki i zbiegi okoliczności?
Na wyjeździe sylwestrowym nasz pokój miał nazwę Indie i wystrój nawiązywał do kultury hinduskiej (bardzo zresztą fajny), m.in. na ścianie wisiała płachta z indysjkimi wzorami itd. Na sali do ćwiczeń jogi była prawie identyczna chusta..
Dodatkowo na stronie szkoły jogi wyczytałam, że organizują wyjazdy do miejscowości...którą polecała p. Lucyna z samochodu...
Hm.. może to zbieg okoliczności.. a moze to znak - wyznacznik drogi na 2015?
Jestem ciekawa co będzie dalej, bardzo chcę wejść na tę drogę, zobaczyć dokąd mnie doprowadzi. Czuję, że jest bliska mojemu sercu, takiej prawdziwej mnie.. w każdym razie na pewno bliższe niż projekty, kariera i praca, która zbliża się wielkimi krokami i której już podskórnie się boję.